Wywiad z Janem Kensikiem


1Rozmowa z Janem Kensikiem, trenerem MLKS Nadwiślanin Chełmno.

Stadion Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Radomiu gościł we wrześniu 650 lekkoatletów do lat dwudziestu, którzy podczas trzydniowych 74. Mistrzostw Polski U20 w Lekkiej Atletyce rywalizowali o zwycięstwo. Wśród tegorocznych medalistów znaleźli się reprezentanci naszego województwa, zawodnicy Miejskiego Ludowego Klubu Sportowego Nadwiślanin Chełmno. Złote medale zdobyli Patrycja Oller (Mistrzyni Polski do lat 20 w chodzie na 10 000 m) i Miłosz Oczkoś (Mistrz Polski do lat 20 w chodzi na 10 000 m). Brąz wywalczył Dominik Stępień (II Wicemistrz Polski do lat 20 w rzucie oszczepem). Wyniki młodych lekkoatletów przyczyniły się do zwycięstwa Kujawsko-Pomorskiego w klasyfikacji medalowej województw (łącznie 19 medali – 11 złotych, 4 srebrne i 4 brązowe).

 Skąd wzięła się u Pana pasja do lekkiej atletyki? Jak długo jest Pan związany z Nadwiślaninem?

Przez kilka lat byłem zawodnikiem Nadwiślanina i AZS-u, którego jestem absolwentem na kierunku nauczycielskim i trenerskim. Po zakończeniu kariery sportowej rozpocząłem pracę jako nauczyciel w szkole średniej oraz jako trener. W tym roku mijają cztery dekady od tej chwili. Moje obecne zajęcie jest kontynuacją tego, co robiłem przed laty. Myślę, że przez ten czas przewinęło się przez moje ręce około dwóch tysięcy zawodników.

 W tym roku klub obchodzi jubileusz 75-lecia istnienia. Dwa złote medale i jeden brąz podczas 74. PZLA Mistrzostw Polski U20 w Radomiu to Pana zdaniem dobry prezent dla klubu? A może mogło być lepiej?

Dobre wyniki podczas zawodów w Radomiu nie były żadną niespodzianką. W ubiegłym roku zdobyliśmy dwanaście medali. Od początku mojej pracy zawodowej mamy około stu medalistów z Chełmna. Obecna ekipa jest bardzo dobra i cały czas czyni duże postępy. Na tle innych klubów z większych miejscowości wypadamy znakomicie. Jesteśmy drugim klubem w województwie kujawsko-pomorskim według rankingu punktowego MENiS. Podczas tej imprezy mogło być lepiej, bo tak się złożyło, że Mistrzyni Polski w rzucie oszczepem, Wiktoria Siemczuk, mając ex aequo najlepszy wynik, rzuciła ciut gorzej i spadła na czwarte miejsce. Mogliśmy mieć cztery złote medale, mamy trzy, więc wynik też jest bardzo dobry. Na tle innych klubów wyszło super.

 Dwa złote medale Nadwiślanin zdobył w chodzie na 10 000 metrów. Posiada Pan jakiś specjalny patent na sukcesy swoich podopiecznych na tym dystansie?

W ostatnich latach moi zawodnicy są najlepszą grupą w Polsce. Kilku z nich trafiło do kadry narodowej. Nie jest to dzieło przypadku, a wynik ciężkiej pracy. Również na mistrzostwach halowych zdobyli srebra. Teraz byli lepiej przygotowani i zdobyli złote medale. Podczas zawodów w Radomiu zebraliśmy plony wspólnej pracy.

 Większe emocje odczuwał Pan, gdy sam brał udział w zawodach, czy też, gdy ogląda Pan zmagania podopiecznych?

Myślę, że to są podobne emocje. Sam byłem zawodnikiem ze ścisłej krajowej czołówki. Natomiast jako trener przeżywam to wszystko podobnie, a nawet możliwe, że bardziej.  Pracuję z młodzieżą, poświęcając im znaczną część życia prywatnego. Sam muszę znaleźć zawodników, a potem poprowadzić ich przez kolejne etapy. Praca u podstaw jest trudniejsza niż wtedy, gdy ma się do czynienia z już „gotowym materiałem”.

 Widzi Pan u swoich podopiecznych potencjał na przyszłych uczestników Igrzysk Olimpijskich?

Start zawodnika w Igrzyskach Olimpijskich to bardzo trudna rzecz. W ciągu czterdziestoletniej pracy żaden z moich podopiecznych nie trafił na Igrzyska. Chociaż było kilku takich, którzy mieli zadatki, np. Paweł Pasiński, trzykrotny medalista mistrzostw Polski oraz uczestnik mistrzostw Europy. Poszedł na studia do Torunia i trenował w MKL-u Toruń. Niestety nie udało mu się uczynić na tyle postępu, aby trafić do ekipy olimpijskiej. Zabrakło jednak niewiele. Byli też inni zawodnicy, którzy występowali na mistrzostwach świata i Europy. Myślę, że podopieczny na Igrzyskach Olimpijskich to marzenie każdego trenera. Ja jeszcze nie kończę i cały czas po cichu liczę, że znajdzie się ktoś taki w grupie, którą prowadzę.

 Nasz region zdominował 74. PZLA Mistrzostwa Polski. Czy uważa Pan, że w Kujawsko-Pomorskiem są dobre warunki do trenowania lekkiej atletyki?

Uważam, że mamy dobre warunki, a na pewno w ciągu ostatnich kilku lat zdecydowanie się one poprawiły. W naszym regionie dobrze radzą sobie małe, lokalne kluby. Są to takie ośrodki jak np. Nakło, Kruszwica, Chełmno czy Świecie. Wyniki są efektem ciężkiej pracy szkoleniowo-organizacyjnej.

Lekka atletyka daje najmłodszym możliwość rozwoju, nauki odpowiednich wzorców, a sport staje się dobrą alternatywą dla tych, którzy przesiadują przed komputerami. Jak wielu młodych uczestniczy w treningach organizowanych przez Nadwiślanina?

Przewija się nam około setki dzieciaków w ciągu roku. Zajęcia prowadzi dwóch instruktorów, którzy bawią się z najmłodszymi. Te dzieci potem trafiają do nas. Lekka atletyka daje szansę, żeby się wybić, ale wymaga bardzo dużego nakładu pracy. Dzieci trenują trzy razy w tygodniu, starsi nawet siedmiokrotnie. Efektem jest ukierunkowana praca. Zawodnicy zyskują szansę, by zostać medalistami mistrzostw Polski. Pochodzą z całego powiatu, często z małych miejscowości, które nie mogą zaoferować podobnych możliwości. Dzieci pokonują na rowerach po 10 kilometrów, aby trenować, bo widzą, co się dzieje. Lekka atletyka jest Królową Sportu dlatego, że obejmuje spore spektrum konkurencji. Dla każdego coś się znajdzie – jedni odnajdują się w rzutach, część w biegach, jeszcze inni w skokach. Predyspozycje do tej dziedziny sportu ma wielu młodych ludzi. Treningi wzmacniają ich psychikę i systematyczność. Moi podopieczni są często w czołówce najlepszych uczniów w szkole.

23